środa, 14 listopada 2018

Posłuchajmy razem Vol. 11

YES – The Revealing Sience of God (20:26)
- z albumu “Tales From Topographic Oceans” (1973)

PINK FLOYD - Echoes (23:31)
- z albumu – “Meddle” (1971)

KING CRIMSON - In The Court Of The Crimson King (9:23)
- z albumu “In the Court of the Crimson King” (1969)

FOCUS - Eruption (23:02)
– z albumu “Moving Waves” (1971)

Pełny czas: 76:31

Wielki sukces albumu “Close to the Edge”, a także studia nad filozofią shastrick skłoniły Jona Andersona do stworzenia zarysu nowej płyty grupy. Zgodnie z przyjętym planem miał to być podwójny album wydany ostatecznie w 1973 r. pod nazwą „Tales from Topographic Oceans” („Opowieści z topografii oceanów”). Znalazły się na nim tylko cztery, ale za to bardzo rozbudowane utwory w formie suit. Pierwszą z nich był utwór “The Revealing Science of God (Dance of the Dawn)” (“Odkrywanie nauki boskiej”). Znaczący wkład kompozytorski do tego utworu wnieśli także inni członkowie zespołu Yes.

Nagranie to po raz pierwszy usłyszałem w Polskim Radio na początku lat 80. i odtąd pozostało on ze mną już na zawsze. Wiem, że utwór ten, podobnie, jak cały ten podwójny album jest mocno krytykowany przez ludzi zawodowo zajmujących się pisaniem o muzyce, ale mnie to nie przeszkadza. Nie jestem zawodowym krytykiem, a jedynie słuchaczem i lubię taką muzykę jaka przynosi mi przyjemność, a nie taką jaką wypada lubić.

Nagranie „Echoes” z albumu „Medle” (1971 r.) z należy do najbardziej znanych i cenionych w repertuarze zespołu Pink Floyd. Genezy tego utworu należy szukać w zniechęceniu zespołu Pink Floyd do tworzenia dłuższych nagrań przy obcej pomocy. W szczególności chodziło tutaj o kompozycję „Atom Heart Mother” z płyty pod tym samym tytułem wydanej w 1970 r. Nie dość że do jej odtwarzania na koncertach potrzeba było całej orkiestry symfonicznej, to jeszcze jej współkompozytorem był Ron Geesie. A Pink Floyd chciało obniżyć koszty i nie dzielić się sukcesem z obcymi. W ten sposób zrodziła się myśl o nagraniu podobnej i długiej kompozycji wyłącznie w oparciu o własne siły.

Powiedzieć, że się go lubi, ma takie same znaczenie jak stwierdzenie, że „Mona Lisa” jest ładnym obrazem. Każdy to wie, bo to jedno z nagrań archetypów suity rockowej i to jednej z najbardziej udanych w dziejach gatunku. Nieco dziwne jest to, że pozostałe utwory na płycie nieco od niego odstają jakością. Utwór zaczyna się od jakby pikania sonara, a następnie jego melodyka pięknie się rozwija. Nagranie to jest dowodem wielkiego talentu kompozytorskiemu członków zespołu. W jego odbiorze szczególne znaczenia ma wspaniała gra Ricka Wrighta  na instrumentach klawiszowych oraz śpiew i gra na gitarze Davida Gilmoura. W każdym razie utwór ten jest kanonem rocka sam w sobie i nie wyobrażam sobie żadnego zestawienia najlepszych utwór rockowych bez niego.

Utwór „In The Court Of The Crimson King” (“Na Dworze Karmazynowego Króla”) z albumu z 1969 r. pod tym samym tytułem, to także jedno z kanonicznych nagrań w dziejach rocka. Pomimo że liderem zespołu był gitarzysta Robert Fripp, to znaczący wkład w powstanie tej płyty mieli także inni członkowie tego zespołu. Szczególnie wielki był on w wypadku trzech z nich: Ian McDonald (inst.. dęte i klawiszowe, śpiew) i Greg Lake (śpiew, gitary), Pete Sinfield (teksty). Wspomniana kompozycja była zresztą dziełem wyłącznie McDonalda i Sinfielda. Gdy ją usłyszałem po raz pierwszy, a było to w 1980 r., to byłem nią zachwycony, ale jednocześnie zastanawiałem się kim u licha są ci dwaj ludzie. Jak dowiedziałem się, że ten Sinfield pisał tylko teksty, a liderem zespołu był Fripp, byłem nieco zdziwiony. W każdym razie utwór „The Court of the Crimson King” składa się z dwóch części: „The Return of the Fire Witch” (“Powrót Wróżki Ognia”) i „The Dance of the Puppets” (“Taniec Marionetek”). Nagranie to przesiąknięte jest brzmieniem melotronu, dostojeństwem dawnej muzyki klasycznej, a także pewnym niepokojem płynącym z tekstów i ogólnego przesłania całego albumu. Uważa się go za jedną z najbardziej znaczących płyt w historii rocka.

Najmniej znanym utworem w tym zestawieniu, ale na pewno znanym każdemu fanowi progresywnego rocka, jest utwór „Eruption” („Wybuch”) holenderskiego zespołu Focus. Utwór zajmuje całą drugą stronę oryginalnej płyty winylowej i pochodzi z albumu „Moving Waves” („Ruchome fale”) z 1971 r. wydanego pierwotnie w Holandii pod tytułem „Focus II”. Uważam ten album i to nagranie za jedno z najlepszych w progresywnym rocku lat 70., a obecnie za klasyczną pozycję w muzyce rockowej. Utwór „Eruption” jest rockową wersją mitu o Orfeuszu i Eurydyce i nawiązuje do interpretacji operowych Jałopo Periego z 1600 r. oraz Claudio Monteverdiego z 1609 r. W sumie ten instrumentalny utwór wiele też zyskuje dzięki dobrym rockowym solówkom gitarzysty Jana Akkermana i Thijsa van Leera na instrumentach klawiszowych. Prowadzą oni swoisty dialog miedzy sobą wcielając się w postacie Orfeusza (van Leer) i Eurydyki (Akkerman). Zespół Focus już w epoce udowodnił, że nie tylko grupy brytyjskie mogą tworzyć dobre kompozycje i przekonująco je nagrywać na płytach a potem grać na koncertach.

W załączniku utwór "Eruption" w wersji koncertowej z epoki, czyli z początku lat 70., w tej wersji został skrócony do 10 minut, ale za to jest bardziej rozimprowizowany i jazzowy.
https://www.youtube.com/watch?v=8OB5kMsOSWc

sobota, 3 listopada 2018

Posłuchajmy razem Vol. 10

      THE BEATLES – „1” (2000)
001 From Me To You (1:56)
002 She Loves You (2:21)
003 Can't Buy Me Love (2:12)
004 Eight Days A Week (2:44)
005 Ticket To Ride (3:11)
       - nagrania z albumu "1" (2000 r.)

       THE ROLLING STONES
006 Come On (1:50)
007 Time Is On My Side (2:59)
008 Heart Of Stone (2:43)
009 I Can't Get No Satisfaction (3:47)
       – nagrania z albumu “Singles Collection: The London Years” (1989)

       THE ANIMALS
010 The House Of The Rising Sun (4:31)
011 Don't Let Me Be Misunderstood (2:29)
012 Boom Boom (3:19)
013 Dimples (2:52)
014 Baby Let Me Take You Home (2:22)
       – nagrania z albumu “The Story Of The Animals” (1999)

       THE BEACH BOYS
015 I Get Around (2:13)
016 Surfin' USA (2:28)
017 Barbara Ann (2:13)
018 Good Vibrations (3:38)
       – nagrania z albumu “The Paltinum Collection” (2005)

       THE YARDBIRDS
019 For Your Love (2:29)
020 Shapes Of Things (2:26)
021 Evil Heartet You (2:26)
022 Still I'm Sad (2:59)
       – nagrania z albumu “As, Bs & EPs” (2007)

       THE ARTWOODS
023 Can You Hear Me (2:58)
024 Brother Can You Spare A Dime (2:57)
025 I Keep Forgettin' (2:29)
026 One More Heartache (3:12)
       – nagrania z albumu “Art Gallery” (1966)

       THE ZOMBIES
027 She's Not There (2:26)
028 Summertime (2:17)
      – nagrania z albumu “The Singles As & Bs" (2002)

Pełny czas: 77:21

Nie byłoby krowy, gdyby wcześniej nie było cielątka. I choć cielęciem nikt nie chce być, to jednak każdy nim był. Podobnie jest też z muzyką rockowa. Dzisiejsza muzyka jest wyrafinowana pod względem produkcji i brzmienia, ale nie koniecznie lepsza niż to co powstało pięćdziesiąt lat wcześniej.

Na tę składankę wybrałem nagrania z początków muzyki rockowej. Oczywiście to tylko wybór nagrań, które szczególnie lubię. Znaleźli się tutaj powszechnie znani i lubiani wykonawcy, choć nie dla każdego aż tak bardzo znane będą zespoły The Artwoods czy The Zombies. Innym bardziej podobały się będą inne nagrania The Beatles czy The Rolling Stones. Jednak dla mnie to naturalny wybór wykonawców i utworów.

Choć większych z prezentowanych tutaj wykonawców debiutowała w podobnym czasie, to jednak tylko części z nich udało się odnieść ponadczasowy sukces. Na pewno udało się to dwóm z nich: The Beatles i The Rolling Stones. O każdym z tych zespołów napisano wiele książek, a niektóre z nich przetłumaczono nawet na język polski. Dzięki temu z ich historią można się łatwo się zapoznać. Także w Polsce są to wykonawcy bardzo znani i doceniani, choć myślę, że The Beatles ma nieco więcej miłośników, bo zwłaszcza na początku grał bardziej piosenkową a przez to łatwiejszą w odbiorze muzykę.

Z kolei The Rolling Stones zawsze byli bliżsi bluesa i pierwotnego rock’n’rolla, a więc grali bardziej surowo a przez to ich muzyka mogła być ciężej przyswajalna przez tzw. zwykłego słuchacza. W pewnym sensie jest to zespół który wciąż gra to samo od 50 lat, bo nie zmieniał się tak radykalnie jak The Beatles, którzy zaczynali od piosnek a skończyli na kompozycjach awangardowych czy hard-rockowych.

Zespół The Yardbirds także zaczynał od bluesa i rythm and bluesa, ale nie odniósł tak gigantycznego sukcesu jak np. The Rolling Stones, którzy zaczynali od tego samego. Spowodowane to było głównie tym, że w dalszym biegu swej kariery nie zdołał stworzyć własnych równie porywających kompozycji, jak to zrobili Stonsi na „Aftermath” w 1966 r. Tym niemniej grupie udało się stworzyć kilka ponadczasowych przebojów, z których kilka umieściłem na w tym zbiorze.

Na siedmiu prezentowanych tutaj wykonawców, aż sześć to zespoły brytyjskie, a tylko jeden – The Beach Borys – to zespół amerykański. Z powodu trudności w dotarciu do płyt amerykańskich, a także planowego zwalczania wszystkiego co amerykańskie w PRL, wykonawcy z USA byli zawsze mniej znani w Polsce niż ci pochodzący z Wielkiej Brytanii. Trudno się więc dziwić, że w naszym kraju mniej znana w powszechnej świadomości jest także twórczość grupy The Beach Boys. Ja zawsze jednak miałem słabość do harmonii wokalnych tego zespołu, a zwłaszcza do utworów „Barbara Ann” i „Good Vibrations”

Dla wyjadaczy rockowych nazwa The Artwoods jest tak samo znana i oczywista jak istnienie Drogi Mlecznej na Niebie. Ale dla większości ludzi jest to zespół nieznany pomimo, że występował na żywo w Polsce w 1966 r. i grał w nim John Lord - późniejszy klawiszowiec zespołu Deep Purple. To jedyny wypadek na tej składance, że nagrania do niej pochodzą z płyty regularnej, „albumu „Art Galery” (1966 r.), a nie ze składanki podsumowującej działalność danego wykonawcy, jak jest w innych przypadkach. Utwór „One More Heartache” jest jednym z tych, których mógłbym słuchać zawsze i wszędzie.

Najmniej znanym w Polsce, tak przypuszczam, jest zespół The Zombie, którego liderem był wokalista, kompozytor i klawiszowiec Rod Agent. Ja szczególnie lubię ich kompozycję „She`s Not There” docenioną w przeszłości także na amerykańskiej liście przebojów. Obecnie to jeden ze standardów muzyki popularnej znany w wielu wykonań, m.in. grupy Santana.

A więc dajmy się ponieść nostalgii i tym wszystkim bardziej i mniej znanym najczęściej naiwnym, ale zawsze bardzo szczerym i entuzjastycznie wykonanym utworom i posłuchajmy ich wszystkich razem raz jeszcze.

W linku nagranie „She’s Not There” w oryginalnym wykonaniu zespołu The Zombies z 1965 r.
https://www.youtube.com/watch?v=_2hXBf1DakE

piątek, 2 listopada 2018

Posłuchajmy razem Vol. 9

001 RARE BIRD - Sympathy (2:46)
       - nagranie z albumu „Rare Bird” (1969 r.)
002 THE RESIDENTS - Never Known Question (7:04)
       - nagranie z albumu “Not Available” (1978)
003 BABE RUTH - The Runaways (7:29)
       - nagranie z albumu ”First Base” (1972 r.)
004 BLUE OYSTER CULT - Veteran of the Pschychic Wars (8:11)
       - nagranie z albumu “Fire of Unknown Origin” (1981 r.)
005 TRAFFIC - Sometimes I'm Feel So Uninspired (7:20)
       - nagranie z albumu “Shoot Out at the Fantasy Factory” (1973 r.)
006 KING CRIMSON - Fallen Angel (6:03)
       - nagranie z albumu “Red” (1974 r.)
007 BARCLAY JAMES HARVEST - Poor Mann's Moody Blues (6:58)
       - nagranie z albumu “Gone To Earth” (1977 r.)
008 BLIND FAITH - Presence of the Lord (4:50)
       - nagranie z albumu “Blind Faith” (1969 r.)
009 GENESIS - Dancing with the Moonlight Night (8:04)
       - nagranie z albumu “Selling England by the Pound” (1973)
010 THE STRANGLERS - Walk on By (6:21)
       - nagranie z singla towarzyszącego albumowi “Black and White” (1978 r.)
012 BLACK SABBATH - The Warning (10:33)
       - nagranie z albumu “Black Sabbath” (1970 r.)

Pełny czas: 76:01

Na tę płytę wybrałem w większości nagrania wykonawców już obecnie stosunkowo mało znanych lub zapomnianych. Dla doświadczonych miłośników klasycznego rocka to z pewnością nic nowego – może poza The Residents – ale dla przeważającej części tzw. zwykłych ludzi będzie to nie lada gratka.

Na początek piękna ballada „Sympathy” brytyjskiego klasyka progresywnego rocka, zespołu Rare Bird. Zespół ten istniał w latach 1969-1975. Nagranie to znalazło się też na nie całkiem przemyślanej składance wydanej niegdyś przez Polskie Nagrania –Muza w 1976 r. To typowy utwór tej grupy w wolnym tempie z pozytywnym przesłaniem – o miłości której wciąż zbyt mało na świecie.

Amerykański zespół The Residents jest archetypem awangardowego i antykomercyjnego rocka. Jego członkowie nigdy nie ujawnili swych prawdziwych twarzy ani danych personalnych w proteście przeciwko komercjalizacji kultury. Prezentowane tutaj nagranie jest może bardziej smutne w nastroju niż awangardowe w formie (choć nie jest typową kompozycją złożoną ze zwrotki i refrenu). Na pewno jednak same okoliczności wydania płyty na której się znalazł były niecodzienne. Album z którego pochodzi nagranie „Never Known Question” ("Nigdy nie zadane pytania") nagrano zaraz po debiucie, czyli „Meet the Residents” z 1974 r. Płytę wydano jednak dopiero w 1978 r., stąd nazwano go „Not Available” czyli „Nie wydane”. Wynikało to z lansowanej przez grupę „Teorii zapomnienia” („zaciemnienia”?) stworzonej przez współpracującego z muzykami bawarskiego kompozytora N. Senadę (nie wiadomo pewnie czy ktoś taki faktycznie istniał). Zakładała ona, że płyta zostanie wydana dopiero w chwili, gdy wszyscy, w tym sami muzycy o niej zapomną. Stało się to wcześniej z powodu konieczności dochowania umowy z wytwórnia płytą z która współpracował zespół.

Babe Ruth był jednym z wielu brytyjskich zespołów działających na początku lat 70. i grających blues rocka i progresywnego rocka. W tym czasie była to już jednak muzyka nieco archaiczna, a konkurencja na rynku tak duża, że jego kariera załamała się po nagraniu kilku płyt (w 2005 r. zespól się odrodził, ale to już nie to samo). Ujmujący ze serce utwór „The Runaways” pochodzi z debiutanckiego albumu tej zapomnianej grupy.

Z kolei amerykański zespół Blue Öyster Cult był w czasach swej świetności, a więc głównie w latach 70., bardzo znany zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, ale stosunkowo mało popularny w Polsce. Jego nagrania w naszym kraju promowali niektórzy dziennikarze muzyczni, np. Piotr Kaczkowski czy Karol Majewski, ale generalnie, z powodu trudności w dotarciu do jego płyt, nigdy nie zyskał on u nas dużej popularności. Tutaj jedno z jego późniejszych nagrań, za to moje ulubione, „Veteran of the Psychic Wars”. Nagranie to uosabia styl zespołu łączący elementy psychodeliczne, progresywne heavy metalowe i jazzowe, a to wszystko podlane nastrojem mistycyzmu i okultyzmu.

Brytyjski zespół Traffic to jeden z klasyków brytyjskiego psychodelicznego rocka. Klasyczny okres jego istnienia obejmuje lata 1967-1974. W swej stwórczości łączył on folk rocka z brzmieniem psychodelik, a także jazz rocka z dużą dawka improwizacji. Jego liderem był Steve Winnwood – kompozytor, autor tekstów, wokalista i multiinstrumentalista (gitara, gitara basowa, instrumenty klawiszowe). Jego głównym wsparciem był perkusista i wokalista Jim Capaldi. Prezentowane tutaj nagranie pochodzi z jednej z późniejszych płyt tej grupy i przywołuje rozterki twórcze jej lidera: „Czasami czuję, że brak mi inspiracji”. To zdanie świadczy o artystycznej wielkości lidera (przyznanie się do słabości) i mogło by być motywem przemyśleń także wielu innych ludzi.

Utwór „Allen Angel” to rzewna kombinacja „In The Getto” Presleya i „West Side Story” wzmocniona emocjonalnie partiami oboju Robina Millera i kornetu Marka Chariga. Ten znany utwór King Crimson rozpoczyna się od instrumentalnej improwizacji z jakiej się pierwotnie narodził. Lider grupy, Robert Fripp, gra tutaj po raz ostatni na gitarze akustycznej (jego typowymi instrumentami były: gitara elektryczna i mellotron). Nagranie to znalazło się na ostatniej przed dłuższą przerwą płycie grupy. Kończyła ona, pierwszy najbardziej klasyczny i progresywny okres w dziejach zespołu. Sam utwór został nagrany w tonacji 4/4 z chórem na 3/4 i opowiada o smutnym losie chłopca, który przyłączył się do gangu Hells Angels.

Barclay James Harvest jest obecnie postrzegany jako jeden z klasyków brytyjskiego progresywnego rocka. Jednak w latach 70. w rodzinnym kraju nie traktowano go zbyt poważnie i oskarżano o naśladownictwo grupy The Moody Blues. Z tego powodu przyklejono mu złośliwą łatkę, że jest grupą „The Moody Blues dla ubogich”. Stąd tytuł tego nagrania, „Poor Mann's Moody Blues”, bo zespół miał na tyle poczucia humoru, że sam strawestował te przezwisko na swoja korzyść. Grupa była bardzo popularna w kontynentalnej Europie, a zwłaszcza w Niemczech. W Polsce jego propagatorem był m.in. Tomasz Beksiński.

Blind Faith, to najsłynniejsza z wszystkich brytyjskich super grup. Powstała w 1968 r., nagrała jeden album wydany w sierpniu 1969 r. i wkrótce później uległa rozwiązaniu. Tworzyło ją czterech muzyków tworzących wcześniej grupy The Cream (Ginger Baker – perkusja, Eric Clapton - gitara, śpiew), Traffic (Steve Winwood - instrumenty klawiszowe, gitara, gitara basowa, śpiew) i Family (Ric Grech - gitara basowa, skrzypce, śpiew). Zespół grał wyrafinowanego blues rocka, z wpływami psychodelicznymi, stąd w brzmieniu bardziej przypominał Traffic niż Cream. Utwór „Obecność Pana” skomponowany przez Claptona jest jego żarliwym wyznaniem wiary, a także jednym z najlepszych w jego kompozytorskim dorobku.

Kompozycja “Tańcząc z Księżycowym Rycerzem” pochodzi z najbardziej klasycznego albumu grupy Genesis “Selling England by the Pound”. Jego szerszy opis zaprezentuję przy okazji prezentacji większej ilości nagrań z tej płyty.

W tym miejscu małe wyjaśnienie. Gdy wiele lat temu przygotowywałem zestawienia moich ulubionych nagrań, starałem się je robić tak, aby dane nagranie występowało na stworzonej przez mnie kolekcji składanek tylko raz. Wtedy powstała także ta składanka. Jednak w miarę upływ lat doszedłem do wniosku, że niektóre płyty podobają mi się w całości lub prawie w całości i zacząłem robić składanki także stworzone z większej ilości nagrań pochodzących z tej samej płyty. W ten sposób w przyszłości stworzyłem kompilację z dużym wyborem nagrań z albumu „Selling England by the Pound” z 1973 r. Zaowocowało to powtórzeniem m.in. opisanego tutaj nagrania na tej składance – pojawi się gdzieś tam w przyszłości (bo to co tutaj pojedynczo prezentuję istnieje od dawna w całej serii płyt kompilacyjnych).

Brytyjski zespół The Stranglers, którego nazwa pochodzi od Dusiciela z Bostonu, jest jednym z moich ulubionych w muzyce rockowej. Po pierwsze, nigdy nie szedł na łatwiznę, grał punk, ale używał wyklętych przez punkowców instrumentów klawiszowych, przez co brzmiał jak uwspółcześniona wersja The Doors. Powstał z pasji czterech ludzi, w tym poważnego biznesmena (Jet Black – perkusja), który rzucił wszystko dla kariery w tej grupie. Zespół zawsze był bezkompromisowy w muzyce i tekstach i umiał wkurzyć nie tylko domorosłych stróżów moralności, ale także zakłamanych polityków i sprzedajnych dziennikarzy. Zespół był sobą nawet wówczas jak przerabiał obce tematy, czego dowodem jest nagranie „Walk On By” skomponowane niegdyś (1964 r.) przez Burta Bacharacha ze słowami Hala Davida. Ich wersja brzmi tak, jakby skomponowano ją jako punk rock, a przecież był to dość niemrawy standard muzyki soul i pop śpiewany pierwotnie przez Dionne Warwick.

Na koniec coś dosłownie mocnego, czyli utwór „Ostrzeżenie” zespołu Black Sabbath. To kompozycja innego znanego wówczas zespołu brytyjskiego The Aynsley Dunbar Retaliation, ale w interpretacji gitarzysty Tony’ego Iommi’ego i kolegów nabrała jakiegoś bardziej mrocznego oblicza. To taki ciężki blues, czyli źródło z jakiego wywodziła się muzyka hard rockowa grana przez Black Sabbath. W początkach działalności grupa nie miała zbyt wielu własnych kompozycji, więc na bazie znanych i wybranych przez siebie utworów grała rozbudowane improwizacje. Utwór „Warning” był jednym z nich.

W linku odnośnik do utworu "Veteran of the Psychic Wars" grupy Blue Öyster Cult
https://www.youtube.com/watch?v=jGKNaIXtBZQ

czwartek, 1 listopada 2018

Posłuchajmy razem Vol. 8


001 REFUGEE – Grand Canyon Suite (16:56)
      "The Source" – 2:23, "Theme for the Canyon" – 3:16
      "The Journey" – 3:54, "The Rapids" – 2:53
      "The Mighty Colorado" – 4:30
      - nagranie z albumu “Refugee” (1974 r.)
 002 EMERSON LAKE & PALMER – Tarkus (20:35)
       - nagranie z albumu “Tarkus” (1971 r.)
 003 YES – “Ritual” (21:37)
       - nagranie z albumu “Tales from Topographic Oceans” (1973 r.)
 004 REFUGEE - "Credo" (18:04)
      "Prelude" - 3:41, "I Believe, Pt. 1" - 2:48
      "Credo Theme" - 0:39, "Credo Toccata & Song" - 3:37
      "Agitato" - 1:36, "I Believe, Pt. 2" - 1:10
      "Variation" - 2:57, "Main Theme & Finale" - 1:36
      - nagranie z albumu “Refugee” (1974 r.)

Pełny czas: 77:49

Tym razem na swej składance umieściłem cztery dłuższe nagrania, w tym aż dwa z jednego albumu. Wszystkie te utwory powstały w dekadzie lat 70. Przynależą do stylu zwanego rockiem progresywnym i są obecnie jego klasykami.

Składankę otwiera i zamyka kompozycja zespołu Refugee, a w zasadzie dwie rozbudowane suity tego zespołu: „Grand Canyon Suite” i „Credo”. Obie pochodzą z albumu „Refugee” wydanego w 1974 r. szwajcarsko-brytyjskiego zespołu Refugee. Oba z tych nagrań to monumentalne kompozycje, pełne partii improwizowanych, oparte głównie o brzmienie instrumentów klawiszowych.

Grał na nich wirtuoz tego instrumentu Patrick Moraz w późniejszym okresie znany głównie ze współpracy z grupą The Moody Blues. Urodził się w Villars-Ste-Croix w dystrykcie Morges w Szwajcarii nad Jeziorem Genewskim (blisko granicy z Francją). Jego ojciec był niegdyś menadżerem słynnego polskiego pianisty Ignacego Paderewskiego (jaki ten świat mały!). Dzięki tej informacji można lepiej zrozumieć czemu mały Patrick intensywnie ćwiczył grę na fortepianie, a potem został wirtuozem instrumentów klawiszowych i kompozytorem utworów nawiązujących do brzmień muzyki klasycznej.

Obok Patrica Moraza w skład grupy Refugee (Uchodźca) wchodzili dwaj weterani ze słynnego tria The Nice: basista i wokalista Lee Jackson (w okularach) i perkusista Brian Davidson (z brodą). Po odejściu Keitha Emersona z The Nice zapragnęli oni kontynuować linię twórczą zapoczątkowaną prze ten zespół, a więc brzmienie progresywne oparte na instrumentach klawiszowych i nawiązywanie w kompozycjach do muzyki klasycznej.

Potrzebowali jedynie wirtuoza wspomnianych instrumentów. Znaleźli go w osobie Patrica Moraza. Był on Szwajcarem, któremu trudniej było wówczas się przebić na zdominowanym przez Brytyjczyków i Amerykanów rynku muzyki popularnej, dlatego zdecydował się on na przyłączenie do Jacksona i Davidsona i utworzenie z nimi zespołu Refugee.

W praktyce zespół Refugee nagrał tylko jedną płytę studyjną po czym się rozpadł. Po latach wydano jeszcze niezbyt udany koncert. Po pewnym czasie Patrick Moraz zdecydował się na dołączenie do odnoszącego wówczas duże sukcesy zespołu Yes. Potrzebował on wtedy na gwałt godnego następcy dla Ricka Wakemana, który poświęcił ten zespół dla solowej kariery.

Po nagraniu jednej płyty z tym zespołem Moraz odszedł od Yes i także rozpoczął bardzo udaną solową karierę. Albumy nagrywane przez niego nigdy nie były przeznaczone dla masowego odbiorcy, ale każdy, kto oczekuję od muzyki czegoś więcej iż tylko przebojów, będzie nimi zachwycony. Znacznie gorzej wiodło się dwóm pozostałym członkom grupy Refugee.

Mało znany wówczas na Zachodzie, a obecnie praktycznie zapomniany zespół Refugee rozpropagował u nas w latach 70. znany dziennikarz Piotr Kaczkowski. Ja niestety nie słuchałem wówczas jego audycji, bo byłem dzieckiem, nie miałem odpowiedniego radioodbiornika i nie interesowałem się muzyką. Wspomniane nagrania poznałem dopiero dzięki audycji „Historia suity rockowej” nadanej w Polskim Radiu (najpewniej w Programie II lub III) 8 listopada 1981 r., a więc 34 lata temu. Przy okazji muszę dodać, że wówczas nie prezentowano całej płyty „Refugee” a tylko te dwa nagrania.

Od pierwszego przesłuchania zrobiły one na mnie ogromne wrażenie. Nagrałem je wówczas na dopiero co zakupionym magnetofonie szpulowym ”Aria” i często je potem odsłuchiwałem. Gdy taśma uległa lekkiemu „zdarciu” na skutek odtwarzania, a ja zapragnąłem ponownie nagrać te utwory, to rychło okazało się, że nie jest to takie proste, bo nikt nie ma tej płyty.

Ponownie nagrałem te nagrania, tym razem już z resztą utworów z albumu „Refugee”, dopiero w audycji „Kanon Muzyki Rockowej” prowadzonej przez Piotra Kaczkowskiego i nadanej w dniu 7 XI 1983 r. Na kupno tego albumu na CD musiałem poczekać naprawdę przez wiele lat, gdyż nawet na początku lat 90. dostępne były tylko japońska i koreańska wersja tej płyty, obie wyjątkowo trudno dostępne i drogie.

Utwór „Tarkus” to główne nagranie z drugiego albumu grupu Emerson Lake & Palmer pod tym samym tytułem wydanego w 1971 r. Po sukcesie albumu „Picture At An Exhibition” grupa zaczęła poszukiwać podobnej formy wyrazu w muzyce co na tej płycie, ale bez uciekania się do przeróbek muzyki klasycznej. Dzięki wyjątkowej inwencji muzyków tria udało się to osiągnąć. Powstał utwór „Tarkus” zajmujący całą pierwszą stronę płyty winylowej, stronę drugą wypełniło kilka krótszych utworów, z których nie wszystkie były na jednakowo wysokim poziomie.

Utwór „Tarkus” to jedna z najbardziej wpływowych i najbardziej skomplikowanych wieloczęściowych suit rocka progresywnego. Generalnie rzecz biorąc składa się z siedmiu części różniących się charakterem, ale połączonych wspólną myślą muzyczną. Wszystkie fragmenty łączą się ze sobą łagodnymi przejściami, a fragmenty czysto instrumentalne dobrze współbrzmią z wokalnymi. W przypadku tej kompozycji istotną rolę, obok samej muzyki, pełnią także teksty oraz wizerunek okładki  z tytułowym Tarkusem – mitycznym zwierzo-czołgiem rodem z kosmosu Generalnie utwór ma wydźwięk antywojenny.

Koncepcja utworu „Tarkus” opiera się na zestawieniu nieparzystych części instrumentalnych z parzystymi częściami piosenkowymi. Dramatyzmu kompozycji dodaje z kolei wprowadzenie kontrastów tempa, części instrumentalne są najczęściej szybkie. Jednak wówczas gdy jest to konieczne, np. w drugiej części piosenkowej, także ona jest szybsza.

Jak pisze Edward Macan w swym dziele „Progresywny urock”:

„Schemat harmoniczny „Tarkusa” odgrywa podstawową rolę w budowaniu jego improwizatorskiej i nieprzewidywalnej, a mimo to wciąż logicznej i e efekcie satysfakcjonującej struktury. […]. Najbardziej imponującym muzycznym osiągnięciem „Tarkusa” jest napięcie utrzymujące się pomiędzy pełnymi impetu, rozimprowizowanymi sekcjami a spójnym dalekosiężnym planem. Poza efektownym zestawianiem ze sobą różnych podejść do tempa, instrumentacji i harmonii „Tarkus” z powodzeniem stosuje też kontrasty w charakterze melodycznym… ”.

Nie wnikając w dalszy ciąg tych opisów o charakterze muzykologicznym, po części przypominających odstręczające zagadnienia matematyczne trzeba powiedzieć, że utwór ten wciąga słuchacza i jest muzycznie przejrzysty pomimo swej wyjątkowo skomplikowanej formy.

Album „Tarkus” był dla mnie przez długie lata nieosiągalny, stąd w młodości nie znałem tej płyty. Na kasetę magnetofonową nagrałem ją po raz pierwszy w lutym 1991 r. Oryginalna płytę CD miałem dzięki wypożyczali płyt CD mieszczącej się w „Kinoteatrze X” w Gliwicach. Własną płytę CD albumem „Tarkus” nabyłem dopiero w 1996 r. na CD w sklepie muzycznym „Elvis” w Gliwicach.

Ostatnim z nagrań jakie wybrałem na tę składankę jest utwór „Ritual” z podwójnego albumu brytyjskiego zespołu Yes pt. „Tales From Thopographic Oceans” wydanego w 1973 r. Po raz pierwszy usłyszałem o tej płycie i o tym zespole w 1980 r. od jednego z handlarzy na tzw. czarnym rynku w Katowicach. Oferował mi do zakupu tę płytę mówiąc o niej, że zawiera wiele wspaniałej muzyki. Ja byłem młodym melomanem i wówczas o żadnym zespole Yes nie słyszałem, albo nie na tyle słyszałem, aby kupić ich płytę za pół ówczesnej średniej wypłaty bez gruntownej wiedzy o tym jak ten zespół gra.

Do dziś dnia pamiętam jak ten handlarz pokazywał mi okładkę tego podwójnego albumu z dziwnymi rysunkami, wśród których były także ryby. Okładka tego albumu była dość podniszczona, ale ów handlarz i tak żądał za ten egzemplarz majątku, bo wśród kolekcjonerów w Polsce to wciąż była grupa na topie. Oczywiście nie kupiłem tej płyty, bo jadąc wówczas do Katowic byłem nastawiony na zakup innych płyt.

Po ogromnym sukcesie płyty „Close To The Edge” zespół Yes postanowił nagrać jeszcze bardziej rozbudowany pod względem muzycznym i tekstowym album. Głównym twórcą koncepcji artystycznej tego albumu był wokalista grupy Jon Anderson i jej gitarzysta Steve Howe zafascynowani pismami hinduskiego jogina Paramhansa Yogandy (zm. 1952 r.). Utwór ”Ritual (Nous Sommer du Soleil)” znalazł się na stronie czwartej wydania winylowego tego albumu.

Album ten zespół Yes nagrał z nowym perkusistą, Alanem Whitem. Jego poprzednik, Bill Bruford, odszedł bowiem do grupy King Crimson. Utwór „Ritual” opowiada o życiu jako nieustannych zmaganiach miłości człowieka z siłami zła. Utwór ten, podobnie jak pozostałe z tego albumu, zrodził się z tekstu, do którego skomponowano później z mozołem muzykę. Partie basu i i perkusji skonstruowano tak, aby ilustrowały walkę dobra ze złem, a na końcu aby z tego chaosu wyłonił się obraz harmonii i miłości.

Brytyjscy krytycy już w chwili jego ukazania się uznali, że ten album, w tym utwór „Ritual” za dzieło megalomańskie i nudne, a w najlepszym razie nieprzemyślane. Podobnie myśleli o tej płycie i całej twórczości Yes niektórzy ze znanych mi gliwickich sprzedawców płyt, co często podkreślali w swych wypowiedziach, przy okazji mnie obrażając.

Mnie się zawsze ten album się podobał, a zwłaszcza utwór „Ritual”. Po raz pierwszy usłyszałem go w tej samej audycji, w której w 1981 r. nadano utwory zespołu Refugee. Następnie mogłem go ponownie nagrać w audycji „Kanon Muzyki Rockowej” w listopadzie 1983 r.

W wersji na płycie CD nagrałem ten album dopiero w 1991 r. Przegrałem go dzięki wypożyczalni płyt CD przy ul. 1 Maja w Gliwicach. Album ten w wersji CD nabyłem dopiero w 1995 r. w sklepie „Elvis” w Gliwicach.

W linku utwór „Grand Canyon Suite” zespołu Refugee w dwóch częściach.
https://www.youtube.com/watch?v=zkSm_YVouhg
https://www.youtube.com/watch?v=XhJYdVOTAlQ

Posłuchajmy razem Vol. 77

  SIOUXIE & THE BANSHEES - “Kaleidoscope” (1980) 001 Happy House (3:53) 002 Hybrid (5:33) 003 Christine (3:01) 004 Desert Kisses (4:15) ...