wtorek, 12 marca 2019

Posłuchajmy razem Vol. 16

       QUEEN
001 Play The Game (3:32)
002 Dragon Attack (4:19)
003 Sail Away Sweet Sister (3:33)
004 Need Your Loving Tonight (2:49)
005 Save Me (3:50
- nagrania z albumu „The Game” (1980)

       JETHRO TULL
006 North Sea Oil (3:12)
007 Orion (3:58)
008 Elegy (3:38)
009 Dark Ages (9:14)
- nagrania z albumu “Stormwatch” (1979)

       YES
010 Machine Messiah (10:28)
011 Into The Lens (8:32)
012 Tempus Fugit (5:22)
- nagrania z albumu “Drama” (1980)

       GENESIS
013 Guide Vocal (1:35)
014 Misunderstanding (3:15)
015 Duk's Travels (8:40)
016 Duk's End (2:07)
- nagrania z albumu “Duke” (1980)

Pełny czas: 78:36

Tym razem kluczem do składanki są nagrania kojarzone przez mnie z początkiem słuchania muzyki rockowej. A więc są to głównie płyty z 1980 r., kiedy po raz pierwszy szerzej zainteresowałem się tą muzyką, ale także o rok wcześniejszy album zespołu Jethro Tull.

Cechą charakterystyczną wszystkich powyżej wyszczególnionych płyt było to, że zamykały, lub rozpoczynały pewien etap kariery każdego z tych zespołów. Najczęściej nie były to płyty najlepsze w dyskografii tych wykonawców, ale na pewno takie, które były wówczas bardzo dyskutowane. Albumy te budziły kontrowersje ponieważ odbiegały nieco od dotychczasowego stylu wypracowanego przez te grupy.

Album „The Game” zespołu Queen był pierwszym jaki nagrałem w całości na kasecie magnetofonowej. Wcześniej, z powodu braku kaset i nieświadomości, nagrywałem tylko pojedyncze nagrania. Płytę tę nagrałem w audycji „Nowa Płyta” nadanej w Programie III w dniu 17 VIII 1980 r. Nic na świecie nie może wymazać tego wspomnienia z mojej pamięci, zwłaszcza, że dodatkowo zostało zapisane w moim notatniku o muzyce jakie wówczas prowadziłem.

Była to pierwsza płyta na której zespół Queen wykorzystał syntezatory, co jest tym dziwniejsze, że na okładce – jak się po latach dowiedziałem – wciąż widniał napis, że płyta jest od nich wolna. Na albumie tym zespół Queen zmienił swoje brzmienie (i wygląd – chłopaki ścięli włosy) na mniej rockowe, a bliższe pop rockowi początku lat 80. Nie przypadkiem więc pochodzący z tej płyty plastikowy i nudnawy – moim zdaniem – utwór „Another One Bites the Dust” stal się światowym przebojem.

Dla mnie ta płyta była początkiem końca starego dobrego Queen, a wspomniany utwór na zawsze zniechęcił mnie do słuchania nowych płyt tej grupy. W związku z tym, że tego utworu nie lubię, nie zamieściłem go w tym wyborze, choć wiem, że jest na wszystkich możliwych składankach tego zespołu. Ja pozostawiłem tutaj tylko te utwory, które nawiązywały do dawnego brzmienia zespołu z mocnymi solówkami gitarowymi Briana Maya.

Album „Stormwatch” (1979) jest dwunastą płytą studyjną zespołu Jethro Tull i kończy trylogię folk rockowych płyt zespołu z drugiej połowy lat 70. Wcześniejszymi, bardzo udanymi, płytami w tym stylu były: „Songs From The Wood” (1977) i „Heavy Horses” (1978). Album ten jest zresztą bardziej rockowy niż folkowy. Teksty piosenek dotyczą spraw ochrony środowiska, wydobycia ropy z Morza Północnego (wówczas bardzo istotny temat gospodarczy dla Wielkiej Brytanii) i wpływu pieniędzy na wspomniane sfery życia.

Ale znalazły się tutaj również utwory mówiące o legendzie „latającego Holendra” i Dun Ringill – osadzie z epoki żelaza i siedzibie szkockiego klanu MacKinnon. Natomiast utwór „Elegy” jest holdem dla ciężko chorego członka zespołu Johna Glascocka, który zmarł podczas sesji do tego albumu.

Była to jedyna płyta, spośród wyżej opisywanych, którą słuchałem i nagrałem bezpośrednio z płyty winylowej. Było to możliwe dzięki temu, że na licencji wydało ją w Polsce wydawnictwo Tonpress. Dzięki temu była ona łatwiej dostępna i nie tak droga jak zachodnie oryginalne płyty, a więc w zasięgu zakupu krajowych melomanów. Wydano ją zresztą bardzo starannie, tak że można tylko żałować, że ówcześni decydenci PRL nie byli w stanie podjąć więcej tak trafnych decyzji przy zakupie licencji na zachodnie płyty. Mogłem ją przesłuchać dzięki temu, że jeden z kolegów szkolnych pożyczył mi ją do przesłuchania i przegrania.

Niestety w przeciwieństwie do dwóch wcześniejszych albumów folk rockowych to płyta znacznie mniej udana. Kompozycje są jakby mniej dopracowane, a wypracowany na dwóch wcześniejszych albumach styl zdaje się coraz bardziej ciążyć zagubionemu liderowi. Widać to zwłaszcza w rozwlekłej i nie całkiem przemyślanej kompozycji „Dark Ages” („Średniowiecze”). Długo się zastanawiałem czy ją zamieścić na tej składance. Ostatecznie wybrałem ją aby zachować proporcje wielkości w doborze utworów na nią wybranych.

Album „Drama” zespołu Yes po raz pierwszy usłyszałem w audycji „Minimax” nadanej w dniu 25 IX 1980 r. Pamiętam jak dzisiaj, że zapowiadając tę płytę Kaczkowski ubolewał nad tym, że angielscy krytycy w chwili jego wydania napisali do niego najkrótszą recenzję jaka kiedykolwiek powstała, a brzmiała ona tak: „Yes – No”. Przy okazji stwierdził, że w ten krótki „aczkolwiek” dobitny sposób „schlastano płytę może inną, ale nie znaczy tak całkiem złą". W każdym razie bardzo złe przyjęcie wśród publiczności i krytyków tej płyty doprowadziło do rozpadu zespołu Yes w 1980 r.

We wspomnianej zapowiedzi Kaczkowski miał dużo racji. Nie była to aż tak zła płyta, miała tylko bardzo złą prasę i zły odbiór. Ale na jej docenienie trzeba było poczekać jeszcze wiele lat, a zwłaszcza na faktycznie złe płyty zespołu Yes.

Album „Drama” (1980) był dziesiątym studyjną płytą zespołu Yes. Został nagrany bez udziału dotychczasowego wokalisty tej grupy - Johna Andersona i jej klawiszowa – Ricka Wakemana. Zastąpili ich: Trevor Horn (śpiew) i Geoff Downes (instrumenty klawiszowe). Byli oni także współkompozytorami nowego repertuaru. Wspomniane zmiany całkowicie i radykalnie zmieniły brzmienie całej płyty.

Jednak pomimo tego, dzięki liderowi tej formacji Chrisowi Squire’owi, wciąż słyszało się że to ten sam dobry stary zespół Yes. Oczywiście nie wszystkie utwory są równie dobre. Najlepszym utworem na tym albumie jest na pewno kompozycja otwierająca album pt. „Machine Messiah” („Mechaniczny Mesjasz”) nawiązująca bezpośrednio do najlepszych czasów progresywnego rocka lat 70. Bardzo dobry jest też utwór „Into The Lens”, którego początkowy perkusyjny fragment uczyniono niegdyś muzycznym dżinglem Trójki. Przyjemny w słuchaniu jest także „Tempu Fugit”, choć z dawnym stylem grupy ma już mniej wspólnego.

Album „Duke” (1980), dziesiątą płytę studyjną w karierze zespołu Genesis, usłyszałem po raz pierwszy w Programie III Polskiego Radia w dwóch audycjach „Muzyczna Poczta UKF” nadanych 16 i 23 IV 1980 r. Po odejściu z zespołu gitarzysty Steve’a Hacketta grupa Genesis w trzyosobowym skaldzie zwróciła się w kierunku soft rocka. Nagrany w nowym stylu album “...And Then There Were Three...” (1978) odniósł ogromny sukces komercyjny. Zachęciło to zespół do kontynuowania tego kierunku artystycznego na albumie “Duke”. Płytę tę przygotowano w ten sposób, aby połączyć dawny i nowy styl zespołu, a więc utwory pop rockowe przemieszano z kompozycjami w dawnym progresywno rockowym stylu.

Zmianę przynosiła także bardziej uproszczona okładka albumu przedstawiająca bliżej nie znaną osobę wyglądającą przez okno. Przy okazji prezentacji płyty Kaczkowski tak skomentował tę okładkę: że to okno prezentuje muzykę Genesis szerzej otwartą na słuchaczy. Motywem przewodnim tego albumu była kompozycja „Guide Vocal”. Kaczkowski prezentował ją wówczas wielokrotnie w Polskim Radio przy równych okazjach. Faktycznie to bardzo dobry, choć krótki utwór i jest dobrym łącznikiem różnych części płyty, choć muzycznie nie stanowią one całości.

Oczywiście króciutki utwór „Guide Vocal” także mi się bardzo podoba stąd znalazł się na tej składance. Zamiesiłem tutaj także jeden z największych przebojów „Misunderstanding” („Nieporozumienie”) gdyż mam do niego wielką słabość. Do wielkiej popularyzacji tego nagrania przyczynił się na pewno nakręcony do niego teledysk w reżyserii Stuarta Orme. Film z tego teledysku przedstawia zespół jadący dwoma samochodami (jednym jedzie Phil Collins, drugim – Tony Banks i Mike Rutherford) ulicami Los Angeles w takt melodii piosenki wspomnianej piosenki. W teledysku jej brzmienie jest jednak nieco inne. Jednak najważniejszą dla mnie kompozycją na tej płycie jest suita „Duk’s Travels” i zamykająca ją piosenka „Duk’s End” z powracającym motywem „Guide Vocal” na końcu albumu. Obie kompozycje były ukłonem grupy wobec dawnych fanów i dawały im radość z obcowania z dawnym progresywnym Genesis.

W tamtym czasie byłem tą płytą mocno rozczarowany, ale głównie z tego powodu, że oczekiwałem możliwości nagrania z radia klasycznych albumów tego zespołu. Płytę nagrałem, ale za bardzo jej nie lubiłem. Zdanie o niej zmieniłem dopiero po latach.

W sumie nie uważam żadnej z powyższych płyt za bardzo dobrą, ale wszystkie kiedyś później kpiłem tylko dlatego, że kojarzą mi się z młodością i początkami mojej drogi melomana.

W załączniku oficjalny teledysk zespołu Genesis z piosenką "Misunderstanding" z 1980 r.
 https://www.youtube.com/watch?v=C_L-S-0Gc4I

Posłuchajmy razem Vol. 77

  SIOUXIE & THE BANSHEES - “Kaleidoscope” (1980) 001 Happy House (3:53) 002 Hybrid (5:33) 003 Christine (3:01) 004 Desert Kisses (4:15) ...