poniedziałek, 6 lipca 2020

Posłuchajmy razem Vol. 31


001 THE ALLMAN BROTHERS BAND
       - Whipping Post (23:04)
       - z albumu"The Allman Brothers Band At Fillmore East" (1971)
002 FRANK ZAPPA & THE MOTHERS OF INVENTION
       - The Little House I Used To Live In (18:42)
       - z albumu "Burnt Weeny Sandwich" (1970)
003 QUICKSILVER MESSENGER SERVICE
       - Calvary (13:34)
       - z albumu "Happy Trails" (1969)
004 THE GRATEFUL DEAD
       - Dark Star (23:07)
       - z albumu " Live/Dead" (1969)

Pełny czas: 78:34

Utwory na tej składance dobrze oddają charakter tego, jakiej muzyki najbardziej lubię słuchać na co dzień. Jak widać w większości to długie i dość skomplikowane utwory czysto instrumentalne lub z minimalnymi partiami wokalnymi. Powiem szczerze, że partie wokalne - nie licząc bluesa i paru innych wyjątków - w muzyce dość mocno mnie irytują. Uważam bowiem, że muzyka powinna przemawiać sama z siebie bez dodatkowych wskazówek literackich.

Niestety, w muzyce rockowej, poza wybitnymi wyjątkami np. Bobem Dylanem, a już zwłaszcza w muzyce pop, testy piosenek to w większości grafomaństwo w najczystszej postaci. Ta przypadłość dotyczy nawet największych twórców rocka. Przykładowo pod względem muzycznym utwory Led Zeppelin są bardzo dobre w swoim gatunku, ale jak człowiek zacznie wgłębiać się w ich teksty, to można popaść w depresję, gdyż są tak beznadziejne złe.

Drugą sprawą jest uniwersalność muzyki instrumentalnej, w porównaniu z muzyką z fragmentami śpiewanymi. Teksty w takich utworach trzeba zrozumieć, aby w pełni pojąć jaki był zamysł danego artysty, a to nie jest takie proste. W większości teksty te są napisane i śpiewane w j. angielskim, więc trzeba dobrze znać ten język, aby je zrozumieć. Oczywiście ktoś powie, że trzeba się było uczyć języków, aby je zrozumieć, ale to nie jest takie proste.

Problem w tym, że nie wystarczy umieć języka, bo zrozumieć intencje artysty je piszącego, bo są one zazwyczaj w dużym stopniu wieloznaczne, a więc trudne do prostego przetłumaczenia. Nawet jak są to teksty po polsku, to niekiedy - z powodu aranżacji i interpretacji - trudno je zrozumieć. W każdym razie tylko nieliczni mają dar dobrego przetłumaczenia takich literackich tekstów. Dar taki mieli niektórzy redaktorzy dawnych audycji muzycznych Polskiego Radia. Jednym z nich na pewno był Tomasz Beksiński.

Na koniec trzeba powiedzieć, że muzyka z fragmentami śpiewanymi jest uważana przez większość ludzi na świecie za bardziej przystępną. Nawet w muzyce klasycznej wszystko to co ma fragmenty śpiewane jest bardziej lubiane, np. opery, niż sama muzyka wyłącznie instrumentalna, np symfonie.

Wszyscy czterej prezentowani na tej składance wykonawcy, to artyści amerykańscy. W swoim kraju są oni bardzo znani i uznani, choć obecnie może już też trochę zapomniani, ale w Polsce są znani prawie wyłącznie koneserom. Wszyscy oni są jakby zaprzeczeniem tego z czym na co dzień kojarzymy muzykę popularną z USA, a więc wszechogarniająca komercją. W przeciwieństwie do niej wszyscy prezentowani tutaj artyści, to przykłady ambitnej amerykańskiej muzyki popularnej.

Kariera wszystkich z nich rozpoczęła się w latach 60. i miała silne konotacje z ideologią hipisowską, choć niekiedy, jak w przypadku Zappy, te konotacje polegały głównie na krytyce dziecinnego spojrzenia na świat "dzieci kwiatów" z dobrze sytuowanych amerykańskich rodzin. Wszystkie z tych zespołów grały muzykę w dużym stopniu opartą na improwizacji, która szczególnie dobrze prezentowała się na koncertach.

Zespół The Allman Brothers Band powstał w styczniu 1969 r. w Muscle Shoals w Alabamie z połączenia dwóch amatorskich grup: Hour Glass i Second Coming. Choć nazwa grupy podkreślała znaczenie braci Allman: gitarzysty Duane'a oraz wokalisty i pianisty Gregga, to jednak w tym pierwszym okresie była w dużym stopniu zorganizowana na zasadzie komuny z równym znaczeniem wszystkich członków. Większość jej wczesnych kompozycji było dziełem obu braci, ale jej liderem był starszy z nich - Duane, obdarzony ponadprzeciętnymi zdolnościami gry na gitarze.

Zespół ten przeszedł różne, z reguły dość tragiczne koleje losu, gdyż pierwszy okres jego działalności przyniósł śmierć w wypadkach drogowych aż dwóm jego ważnym członkom: Duane Allman zginął 29 X 1971 r., a Berry Oakley - 11 XI 1972 r. Grupa przetrwała, ale jej kariera została złamana na wiele lat. W pełni odrodziła się dopiero po dołączeniu do niej dwóch innych wybitnych muzyków: gitarzysty Warrena Haynesa i basisty Allena Woody (zmarł przedwcześnie 26 VIII 2000 r.). Zespół ten uważany był za najwybitniejszego przedstawiciela stylów: southern i jam rocka.

Utwór "Whipping Post" ("Słup do biczowania") pochodził z debiutanckiego albumu Allmanów wydanego w listopadzie 1969 r. Była to kompozycja Gregga Allmana, ale jej basowy ponury riff na początku skomponował basista grupy Berry Oakley. Jego najsłynniejsza, wielokrotnie dłuższa wersja, znalazła się na koncertowym albumie "Fillmore East" uznanym powszechnie za jedną z najlepszych płyt nagranych "na żywo" w historii muzyki rockowej.

Pierwszy raz usłyszałem to nagranie, a także cały koncert "The Fillmore East" dopiero w dwóch audycjach "Klub Stereo" nadanych w dniach 16 i 17 II 1988 r. Wiedziałem o tej płycie od dawna, ale nie mogłem jej nagrać, bo nikt, kogo znałem, nie miał tego podwójnego albumu. Gdy go po raz pie5rwszy przesłuchałem, od razu wiedziałem, że muszę mieć to wydawnictwo. Kupiłem ją na CD dopiero jednak w 1994 r., bo była wówczas bardzo droga i trudno dostępna w Polsce.

Frank Zappa (21 XII 1940 - 4 XII 1993) był jednym z największych kompozytorów muzyki w XX w. Właśnie, nie tylko gitarzystą grającym rocka czy jazz, ale przede wszystkim kompozytorem tworzącym w różnych stylach, od doo-wop poprzez rocka, jazz, muzykę eksperymentalną po klasyczne kompozycje orkiestrowe. Ta różnorodność i ogromny dorobek twórczy tego niezwykle oryginalnego ale też pracowitego muzyka budzą podziw, ale też zgrozę wśród słuchaczy.

Pierwsze ze swych albumów nagrał wraz z założoną przez siebie grupą The Mothers Of Invention. Zespół ten uważany jest za jeden z najbardziej nowatorskich w historii muzyki popularnej. W pierwotnej wersji grupa ta istniała w latach 1964-1969. W późniejszym okresie występowała w kilku różnych mutacjach istniejących do 1975 r. Niezależnie od macierzystej formacji Zappa nagrywał także już w okresie jej istnienia także płyty które sygnował tylko własnym nazwiskiem.

Prezentowany na składance utwór "The Little House I Used To Live In" pochodzi z albumu "Burnt Weeny Sandwich" wydanego w 1970 r., ale zawierającym nagrania zarejestrowane podczas koncertów The Mothers Of Inventuion w okresie od sierpnia 1967 do lipca 1969 r. Wspomniany utwór to długa improwizacja głównie o jazz rockowym charakterze, ale z elementami rocka awangardowego i progresywnego.

W utworze tym wykorzystano różne nietypowe dla rocka instrumentarium, m.in. klawesyn, skrzypce, sekcję dętą i różnego rodzaju piszczałki. Sam podstawowy zespół rockowy został wzmocniony o drugiego gitarzystę i drugiego perkusistę dzięki czemu uzyskano potężne gęste brzmienie. Kompozycja ma bardzo skomplikowaną budowę, gdyż składa się z wielu tematów muzycznych, ich przetworzeń i improwizacji. W sumie uważa się ją za jedną z najlepszych i najbardziej oryginalnych kompozycji Franka Zappy.

W latach 80., kiedy słuchałem audycji muzycznych w Polskim Radio, płyta "Burnt Weeny Sandwich" nie była prezentowana na antenie radiowej. Utworu tego mogłem posłuchać dopiero z chwilą gdy na początku lat 90. kupiłem płytę z tą kompozycją na CD.

Grupa Quicksilver Messenger Service jest jednym z klasyków amerykańskiego rocka psychodelicznego. W pierwszym okresie swej działalności, czyli w latach 1965-1979, zespół nagrał siedem albumów studyjnych i dwa koncertowe. Wśród nich ponad przeciętność wybijały się zwłaszcza dwie płyty: debiutancka "Quicksilver Messenger Service" (1968) oraz koncertowa płyta "Happy Trails" (1969). Na tej ostatniej najciekawszym nagraniem była wielowątkowa improwizacja "Who Do You Love" wywodząca się z klasycznego rock and rolla Ellasa McDaniela, czyli Bo Diddleya pod tym samym tytułem.

Niestety z powodu ograniczeń czasowych, na tę składankę musiałem wybrać z tego albumu inne nagranie, utwór "Calvary". To także dość długa kompozycja, ale tym razem dzieło członka zespołu Gary Duncana - gitarzysty i wokalisty. Tak jak w wielu innych wypadkach o chęci posłuchania tego zespołu zadecydował artykuł o tym zespole autorstwa młodego W. Weissa w miesięczniku "Jazz. Magazyn Muzyczny".

Utworem zamykającym składankę jest słynna improwizacja "Dark Star" zespołu The Grateful Dead z kultowego albumu " Live/Dead" z 1969 r. Ten wciąż mało znany w Polsce zespół uważany jest za najważniejszego przedstawiciela muzyki epoki hipisów. Jego płyty studyjne były dość zachowawcze, bo zawierały z reguły dość krótkie utwory często o piosenkowym charakterze, ale dopracowane kompozycyjnie i brzmieniowo.

Pełnię swych możliwości grupa ujawniała, podobnie jak The Allman Brothers, dopiero na koncertach. Każdy ich występ na żywo był wielkim i przemyślanym misterium trwającym często przez wiele godzin. Utwory własne grupy i zapożyczone od innych, były tak dobrane, aby umożliwić zbudowanie na ich podstawie nieskrępowanych improwizacji. Te improwizacje były samodzielnymi dziełami muzycznymi, w pełni przemyślanymi, pełnymi inwencji, żarliwości i wciągającymi słuchacza jakąś wewnętrzną siłą w głąb własnej podświadomości.

Kompozycje z początku koncertu były najczęściej dość proste, a więc grano rock and rolle, bluesy i proste utwory rockowe, które stopniowo przechodziły w coraz bardziej wyszukane formy. W końcowych fazach koncertu ich brzmienie zbliżało się do muzyki awangardowej, bliskiej dokonaniom Henry Cow czy King Crimson (w wersji improwizowanej z okresu "Starless And Bible Black"). Zwłaszcza ta ostatnia forma może odstręczać mniej przygotowanego słuchacza do obcowania z dziełami The Dead.

Podobnie jak w przypadku Allmanów grupa była zorganizowaną komuną muzyczną, której członkowie działali na równych prawach, ale kierunek poczynaniom zespołu nadawał jeden z jej dwóch gitarzystów, a także wokalista Jerry Garcia. Nie miał on jednego z palców, więc jego styl gry na gitarze dostosowany był do tego faktu, dodatkowo grał na gitarze skonstruowanej tak, aby grała wolniej niż inne tego typu instrumenty (z reguły gitarzyści zlecali budowę gitar które grały szybciej).

Ważną rolę odgrywał też drugi gitarzysta i wokalista tego zespołu Bob Weir, który razem liderem był kompozytorem większości repertuaru grupy. Znaczny wkład w brzmienie The Dead mieli także długoletni członkowie tego zespołu, a zwłaszcza basista i wokalista Phil Lesh i dwaj perkusiści: Bill Kreutzmann i Mickey Hart. Teksty do piosenek grupy pisał Robert Hunter.

Grupa stworzyła najlepszy na świecie system nagłośnienia swych instrumentów na koncertach, co było dosłowną realizacją "ściany dźwięku" kontrolowanej bezpośrednio przez samych muzyków, a nie przez inżyniera przy konsolecie poza sceną. Potężne brzmienie zespołu wynikało też z podwojenia perkusistów i gitarzystów, co było podobne do instrumentarium w grupie braci Allman.

Podobnie jak większość innych zespołów epoki lat 60. pierwsze płyty grupy wychodziły z klasycznego dwunastotaktowego bluesa, ale szybko przybrały nową formę zwaną psychodelicznym rockiem. Ten nowy gatunek powstał głównie jako skutek zażywania przez członków zespołu środków psychoaktywnych (narkotyki były zresztą przyczyną przedwczesnej śmierci Jerry Garcii w 1995 r.). Grupa tworzyła także w innych stylach, m.in. country rocka, symfonicznego rocka i awangardowego rocka.

Album "Live/Dead" jest jedną z najsłynniejszych płyt koncertowych w historii rocka. Nagrano go na koncertach w okresie od stycznia do marca 1969 r. Grupa była wówczas w szczytowej formie. Uważa się, że jest to jednej z najlepszych przykładów uchwycenia istoty muzycznego brzmienia danego wykonawcy na płycie.

Utwór "Dar Star" ("Ciemna Gwiazda") to kompozycja zbiorowa wszystkich członków grupy a zarazem ich zbiorowa improwizacja. To zaprzeczenie "Jasnej Gwiazdy" z ideologii hipisów. Pierwotna wersja utworu wydana na singlu w kwietniu 1968 r. liczyła niecałe trzy minuty. Wersja koncertowa tego utworu ma 23 minuty i dobrze pokazuje na czym polegał fenomen The Grateful Dead.

Ogólnie rzecz biorąc utwór "Dark Star" był mieszkanką jazzu, improwizacji i psychodelicznego rocka. Utwór ten był bardzo często wykonywany przez zespół na koncertach i zarejestrowano go w licznych wersjach, ale ta najważniejsza pochodzi właśnie z albumu "Live/Dead".

Po raz pierwszy przeczytałem o zespole The Grateful Dead w "Magazynie Muzycznym Jazz" w 1980 r. Zachęcony tym tekstem bardzo chciałem posłuchać nagrań tego zespołu, a zwłaszcza płyty "Live/Dead". Niestety w latach 80. nigdy nie zaprezentowano jej w audycjach muzycznych PR. Albumu tego mogłem posłuchać dopiero w 1993 r., kiedy kupiłem go na płycie kompaktowej.

W załączniku utwór"Calvary" zespołu Quicksilver Messenger Services

1 komentarz:

  1. Myślę, że powinno się rozdzielić samą partię wokalną od tekstu. Tekst nie jest elementem dzieła muzycznego, zmiana słów na podobne (w wymowie, nie znaczeniu) nie wpłynęłaby w żaden sposób na charakter muzyki. Natomiast sam wokal, a więc barwa głosu oraz stosowane techniki, jak najbardziej są elementem dzieła i powinno się go traktować dokładnie tak samo, jak partie poszczególnych instrumentów. Owszem, teksty takie Led Zeppelin są kompletnie bezwartościowe, ale muzyka zespołu pozbawiona śpiewu Planta - przy założeniu, że wszystko pozostałoby takie samo, tylko po prostu nie byłoby partii wokalnych - straciłaby wiele. Najlepiej więc w ogóle nie skupiać się na słowach, tylko na samym brzmieniu, nie dawać sobie narzucić żadnej interpretacji, tylko odbierać muzykę po swojemu. Bardzo mądrze do tekstów podeszła grupa Magma (ta francuska), gdzie wokaliści śpiewają w wymyślonym języku. Dzięki temu mogą tworzyć pasujące, dobrze brzmiące słowa, doskonale pasujące do muzyki, nie przejmując się tym, czy mają jakieś znaczenie.

    OdpowiedzUsuń

Posłuchajmy razem Vol. 77

  SIOUXIE & THE BANSHEES - “Kaleidoscope” (1980) 001 Happy House (3:53) 002 Hybrid (5:33) 003 Christine (3:01) 004 Desert Kisses (4:15) ...